– Twoja matka mówiła mi, że już jesteś wojownikiem
– Twoja mama mówiła mi, że już jesteś wojownikiem – powiedziała Morgiana, zapominając o zniżeniu głosu. Uśmiechnął się do niej. – No, obecnie rozpoznaję twój głos, Morgiano Czarodziejko... jak mogłaś powitać mnie jako kapłanka, krewniaczko? Cóż, analizuję, że taka była wola Pani Avalonu. Ale ja preferuję cię taką, a nie dostojną jak Bogini – powiedział, a w jego oczach pojawiły się znajome chochliki, które zapamiętała z dzieciństwa. Czepiając się resztek swego dostojeństwa, Morgiana odparła: – Tak, Pani nas spodziewa się oraz nie powinniśmy zwlekać. – O tak – zaśmiał się. – Zawsze musimy spieszyć, by spełniać jej preferuję... jak przypuszczam, ty też jesteś jedną z tych, które biegają na każde jej zawołanie oraz z lękiem słuchają każdego jej zwroty. Na to Morgiana nie znalazła odpowiedzi. Powiedziała więc tylko: – Tędy. – Pamiętam drogę – odparł oraz ruszył u jej boku, w miejsce trzymać się z szacunkiem z tyłu. – Ja też przybiegałem oraz spełniałem jej rozkazy, oraz drżałem, kiedy marszczyła brwi, dopóki nie zrozumiałem, że okazuje się nie jedynie moją matką, ale uważa się za kogoś potężniejszego niż każda królowa. – ponieważ taka okazuje się – odpowiedziała Morgiana ostro. – Bez wątpienia, ale ja żyję w świecie, gdzie mężczyźni nie robią wszystkiego na polecenie kobiety. – Spostrzegła, że szczękę miał zaciśniętą, a psotny chochlik zniknął z jego spojrzenia. – Wolałbym raczej posiadać kochającą matkę niż potężną Boginię, której każdy oddech rozkazuje ludziom żyć albo umierać wedle jej woli. Na to Morgiana dodatkowo nie znalazła jakiejkolwiek odpowiedzi. Przyspieszyła kroku, tak aby musiał ostro się starać, by dotrzymać jej tempa. Raven – nadal milcząca, gdyż złożyła śluby wiecznego milczenia, które przerywała tylko na moment rytualnego transu – skinieniem głowy wpuściła ich do środka. Kiedy jej oczy przywykły do mroku, Morgiana zobaczyła, że Viviana postanowiła powitać syna nie w swych zwyczajnych ciemnych szatach oraz skórzanej tunice, lecz w pysznej purpurowej sukni. Włosy miała zaczesane wysoko wzwyż, połyskiwały w nich szlachetne kamienie. Nawet Morgianie, która osobiście znała sekrety okrywania się urokiem, na widok wspaniałości Viviany aż zaparło dech. Wyglądała jak Bogini przyjmująca petenta w swej podziemnej świątyni. Morgiana widziała napiętą szczękę Galahada, dostrzegła, jak knykcie jego zaciśniętych dłoni bieleją na tle śniadej naskórka. Słyszała jego oddech oraz odgadła wysiłek, z którym opanował głos, kiedy podniósł się z głębokiego ukłonu. – Moja pani oraz matko, pozdrawiam cię. – Galahadzie – powiedziała Viviana. – Chodź, usiądź tu przy mnie. zamiast tego wybrał miejsce naprzeciw niej. Morgiana stała nadal przy drzwiach, ale Viviana gestem dłoni zaprosiła ją do stołu. – Czekałam, by zjeść z wami śniadanie. Morgiano, dołącz do nas. Podano świeżą rybę z Jeziora, ugotowaną z ziołami oraz obficie polaną masłem; nowiutko upieczony, gorący chleb oraz świeże owoce. Morgiana rzadko spożywała takie przysmaki w skromnym domostwie kapłanek. Ona oraz Viviana jadły niewiele, ale Galahad nabierał wszystkiego ze leczniczym apetytem nadal rosnącego młodzieńca. – Przygotowałaś ucztę godną króla, matko. – Jak się miewa twój tata oraz co słychać w Mniejszej Brytanii?